sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 1.

-Alice! - słyszę głos mojej mamy, dobiegający z kuchni .
Przecieram oczy i jęczę do siebie, wywlekając się z mojego cieplutkiego łóżka. Szybko ścielam pościel, zarzucając na nią beżowy koc i równiutko go przy tym wygładzając.
-Alice! -woła ponownie.
-Już biegnę! - odpowiadam zachrypniętym, zaspanym głosem.
Schodząc na dół zauważam, że moje śniadanie jest już na stole. Momentalnie czuję nieprzyjemny ucisk w żołądku, nie jest to jednak reakcja w odpowiedzi na głód, ale na podenerwowanie. To właśnie dziś moje gorączkowe oczekiwania na college dobiegły realistycznemu spełnieniu. Przez wiele lat przygotowywałam się do tego, uczyłam całymi tygodniami, kiedy moi rówieśnicy i znajomi zwiedzali nowe kluby, smakowali każdego możliwego alkoholu i imprezowego stylu życia. Gdy tylko dowiedziałam się, że zostałam przyjęta poczułam ulgę, dumę i niesamowitą radość. Zachwyt całej rodziny dodawał mi skrzydeł i czułam się niezwykle wyróżniona. Jednym słowem - byłam wstrząśnięta. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Cieszę się, że cała moja praca oraz trud nie zostały zmarnowane. Po skończeniu posiłku biegnę z powrotem do mojego pokoju. Szybki prysznic, który rozluźnia moje napięte mięśnie, poprawiam jeszcze włosy, zawijając lokówką końcówki i słyszę donośny glos mojego chłopaka, który po raz kolejny mnie woła, wyręczając tym mamę. Ignoruję go i wracam do codziennego rytuału. Zabierając ze sobą dwie walizki, zarzucam torbę na ramię i ostatni raz zerkam na mój mały, przytulny pokoik. Wiem, że nie zobaczę go przez dość długi okres czasu. Schodząc po schodach zauważam Charliego, który siedzi na kanapie i ogląda jakiś program przyrodniczy. Jest on ode mnie o rok starszy, ma dziewiętnaście lat i również chodzi do collegu. Niestety nie do tego, którego idę ja. Bardzo żałuję, bo chciałabym mieć go przy sobie, biorąc pod uwagę to, że nikogo tam nie znam. Jest to chłopak niezwykle inteligentny i rozważny. Zawsze chodzi schludnie ubrany i dba o każdy najmniejszy szczegół. To perfekcjonista. Wita mnie promiennym śmiechem oraz delikatnym uściskiem.
- Chyba pora się zbierać księżniczko - zauważa zerkając na zegarek.
Ostatni raz spoglądając w lustro przeczesuję włosy ręką. Po chwili słychać już tylko trzeszczący zamek do drzwi, kiedy mama przekręca klucz. Motyle w moim brzuchu tańczą z podekscytowania, a ja obdarowuję Charliego buziakiem w policzek. Podróż ciągnie się niemiłosiernie, biorąc pod uwagę to, że college znajduje się o sto dwadzieścia kilometry od mojego domu i to jak wiele pytań zadaję sobie naraz. Czy podołam mojemu samodzielnemu życiu tam? Czy spodoba mi się? Czy znajdę kogoś z kim będę mogła porozmawiać?
Zamieszkam w akademiku, tak jak inni studenci. Nie chciałam narażać mamy na większe koszty, związane z wynajęciem mieszkania. Mam jednak nadzieję, że do pokoju trafię razem z jakąś miłą, rozważną i uczynną dziewczyną. Przyjechałam tutaj by zdobyć wiedzę i zapewnić sobie odpowiednią i godną przyszłość. Och, Alice mówisz jak typowa kujonka, bez życia - karcę się w myśli.
-Już dojeżdżamy! - spostrzegłam, a z moich ust wydobył się radosny pisk.
Budynek jest naprawdę efektowny. Potężne i masywne kolumny sprawiają, że uniwersytet jest niezwykle pokaźny. Wysiadając z auta, przyłapuję się na tym, że wstrzymuję oddech. Jestem bardzo niespokojna i zdenerwowana. W środku kobieta w podeszłym wieku wita nas bardzo serdecznie.
-Witamy w University College London, mam nadzieję, że szybko poczujesz się tu jak w domu -mimo tych kilku słów, odczuwam lekką swobodę. Dostaję klucz do pokoju, który mi przydzielono. -Niestety, musimy już jechać, bardzo się śpieszę na spotkanie, na którym po prostu muszę być. - w jej głosie słyszałam nacisk na słowo "muszę"- przyjedziemy do Ciebie w następny weekend i wtedy obejrzę twoje lokum.
Charlie wzruszył ramionami i podszedł się pożegnać, mama płaczliwym głosem zrobiła to samo. Stałam tam jeszcze chwilę, wysłuchując hałasu, które robią jej szpilki stukające o białe kafelki i spoglądałam jak dwie sylwetki znikają na końcu korytarza.
-Hm, rząd drugi numer 12 - wyczytuję z plakietki zawieszonej tuż przy pojedynczym kluczu. Jestem w holu pierwszym , więc muszę kierować się dalej. Patrząc na wielkie napisy na ścianach orientuję się, że właśnie weszłam w odpowiedni rząd.
-POKÓJ 12- czytam na głos. Machinalnie wsuwam klucz do drewnianych drzwi. Napełniam powietrze do płuc i gwałtownie je otwieram. Oczom ukazuje się dość duży pokój, jak na akademickie standardy. Stoją w nim dwa niewielkie łóżka. Po każdej ze stron pokoju znajdują się komoda oraz biurko. Wszystko przypomina odrapane, starodawne drewno. Nikogo jeszcze nie ma, więc śmiało mogę wybrać sobie łóżko. Nagle drzwi otwierają się. W progu zauważam dwie dziewczyny, wyglądające bardzo podobnie, więc z góry zakładam, że to siostry.
-Cześć -wyjękuje jedna z nich.
Zaraz za nimi ukazuje mi się mężczyzna w podeszłym wieku z charakterystyczną blizną, ciągnącą się od kącika ust do oka. Ma dość nieprzyjemny wyraz twarzy, dlatego wzdrygam się.
-Pomyliłaś pokoje - jego głos jest bardzo donośny i rozchodzi się po całym pokoju.
-Dostałam taki klucz - unoszę w górę, starając się udowodnić, że to ja mam rację.
Po chwili pan nieprzyjemny decyduje to wyjaśnić. Okazało się, że zaszedł pewien błąd, a ja wylądowałam w nieodpowiednim pokoju. Kiedy już stoję przed właściwym słyszę muzykę w środku, dlatego otwieram drzwi, wrzucając przy tym nowe klucze do torby.
Pomieszczenie oceniłam na trochę większe od poprzedniego. Łóżka nie uległy zmianie i nadal są dość małe. Po obu stronach znajdują się biurka, szafki, oraz komoda na ubrania. Wszystko jest pomalowane na biało i zdecydowanie bardziej zadbane. Ściany pokrywa ciemny róż, co idealnie komponuje się z kolorem mebli. Schludnie, czysto i przyjemnie. Rozmyślam. Na jednej ścianie wiszą plakaty zespołów, których nazw nie znam, ale także 2 średniej wielkości obrazy, nie mające dla mnie żadnego sensu.
Z łazienki wyłania się postać. Jest to dziewczyna, pozornie wydaje się sprawiać miłe wrażenie. Ma ona na głowie burzę blond loków do ramion. Na jej ręce widnieje tatuaż składający się z kilku elementów, przez jej luźną koszulkę zauważam, że przyozdobiła sobie również w taki sposób część poniżej obojczyków.
-Hej - wyciąga śmiało rękę i obdarza mnie szerokim uśmiechem, ukazując swoje śnieżnobiałe ząbki - jestem Lilly. Witamy w collegeu, tutaj nigdy nie będziesz się nudzić! - jej śmiech jest niezwykle intrygujący.
-Alice -odwzajemniam uścisk dłoni. Dziewczyna wyłącza radio grające na cały regulator. Moje uszy doznają spokojnego ukojenia.
-Do rozpoczęcia zajęć masz jeszcze ponad tydzień. Tak Ci się spieszy do nauki? -chichocze, przeciągając kreskę czarnym eyelinerem nad okiem.
-Hm, chciałam być dokładnie przygotowana. Jestem tu pierwszy rok, muszę się przyzwyczaić. Obejrzeć teren, no i oczywiście zwiedzić Londyn -tłumacze.
Po niecałej godzinie Lilly oznajmiła mi, że wychodzi, usilnie namawiając mnie, żebym razem z nią poszła się rozerwać. Zmęczona podróżą miałam dość atrakcji jak na dziś. Kiedy ułożyłam już wszystkie swoje rzeczy na półki postanowiłam wziąć kąpiel i położyć się spać. Kiedy tylko wyszłam spod prysznica, a z mokrych włosów skapywały kropelki wody na podłogę, zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu ręcznika.
-Cholera! - spluwam.
Delikatnie stąpam bosymi nogami po lodowatych kafelkach i wychylam się, by upewnić, że moja współlokatorka nie wróciła. Nie chciałabym paradować przy niej pierwszego dnia nago. Uchylam drzwi i fala gorąca uderza we mnie w ułamek sekundy. Na łóżku Lily leży jakiś chłopak. Dziękuję sobie za wyczucie i pochwalam się za to, że wystawiłam tylko głowę.
-Kim ty jesteś i czego tu szukasz?! -kąsam złośliwie, a w środku kipi we mnie wściekłość.
-Przyjaciel Lil- odpowiada obojętnie i powraca do wpatrywania się w telefon.
-Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, nie ma jej tutaj. A Ja chciałabym się ubrać, więc hm.. byłbyś na tyle wspaniałomyślny i wyszedł? -mamroczę złośliwie.
-Poczekam, nie krępuj się, niejedno ciało w życiu widziałem -docina, a ja czuję jak do moich policzków napływa gorąca krew. Wychwytuję w jego mowie brytyjski akcent, chociaż może się mylę?
-Mógłbyś podać mi ręcznik? -Pytam przez zaciśnięte zęby i wskazuję na komodę przy której on leży.
-Weź go sama, nie będę patrzył - uzyskuję lekceważącą odpowiedź.
-Po prostu mi go podaj albo wynoś się stąd! Jesteś w moim pokoju i nie zapominaj o tym.- mówię ostrzej, niż spodziewałam się, że to tak zabrzmi.
W końcu wstaje i przynosi mi miękką tkaninę. Uśmiecham się do siebie, kiedy widzę zaskoczenie na jego twarzy i jestem w pełni zadowolona, że wywarło to na nim odpowiedni i zamierzony efekt. Owijam się materiałem, przyciągając go ku dołowi i zanim wychodzę z łazienki, upewniam się, że jestem bezpiecznie zakryta.
-Skoro już wyszłaś, mogę iść- śmieje się kpiąco, na co próbuję zmierzyć go wzrokiem. Jest bezczelny. Zaklinam w myślach i ubieram się w najwygodniejszy dres w mgnieniu oka, w razie gdyby znowu ktoś chciał tutaj przyjść.

1 komentarz:

  1. Przed chwilą trafiłam na Twojego bloga, i już po pierwszym rozdziale muszę przyznać, że świetnie piszesz. Zero błędów stylistycznych, dobrze się czyta. Liczę na to, że dodasz tutaj coś jeszcze, a jeśli tak, to wiedz, że masz zapewnioną pierwszą czytelniczkę. Jeśli więcej ludzi by tu trafiło, to na pewno czytelników miałabyś od groma. No więc będę tu zaglądać i mam nadzieję, że przeczytam jeszcze nie jeden rozdział tego opowiadania. :)

    OdpowiedzUsuń